Wydawało by się, że są sprawy już jednoznacznie uzgodnione po wsze czasy. Jednak tak nie jest. Pewne środowiska przeprowadziły procedurę legislacyjną w sprawie uzgodnienia płci. Ten przepis zmierza do przyznania prawa o orzekaniu przez sąd płci na wniosek osoby, która stara się o orzeczenie w sprawie jej płci.
Jest to poważny problem, bo sprawa dotyczy zagadnień ustalonych nie tyle naukowo, ile praktycznie. Wypracowano społeczny podział ról między poszczególnymi członkami społeczeństwa, dokonano uporządkowania norm w zakresie obciążeń fizycznych pracą zarobkową, wydawało by się, że sprawy nie ma – a tu jest propozycja uregulowania normatywnego na wniosek grupy osób zainteresowanych wprowadzeniem zupełnie nowej normy, z absolutnym oderwaniem od doświadczenia zdobytego przez wieki.
Właściwie jest to zerwanie z doświadczeniem pokoleń, przyjęcie tylko z mocy ustanowionego prawa, że człowiek nie ma płci do czasu, aż zostanie to potwierdzone sądownie na mocy oświadczenia samego zainteresowanego, jaką płeć sobie wybiera…
Dla mnie jest to sprawa o tyle sprzeczna z zasadami, bo wprowadza wyłom w procedurze stanowienia prawa. Tu ktoś złożył wniosek, wniosek został przyjęty do porządku obrad, skierowany do komisji zgodnie ze zwyczajem i… nie uznano żadnego zastrzeżenia sprzeciwiającego się przyjęciu tego rozstrzygnięcia prawnego. Jest to absolutne kuriozum prawne, bo oparte jest ono na arytmetyce głosowania. Kto ma absolutną większość na sali sejmowej, ten ma rację…
Ten wyłom pozwala w przyszłości ustalić każdą normę, która tylko zdobędzie większość parlamentarną w chwili głosowania. Dziwi mnie, że nie skorzystano z tej możliwości przy ustanowieniu minimum wynagradzania w myśl wypowiedzi jednej z osób zajmujących wysokie stanowiska urzędnicze, że pracować za sześć tysięcy może tylko idiota albo złodziej. Myślę, że nadawanie biegu temu curiosum prawnemu nie ma sensu i że ten projekt znajdzie swoje miejsce w historii złego stanowienia prawa.
http://www.radiomaryja.pl/informacje/ustawa-o-uzgodnieniu-plci-do-podpisu-prezydenta/