Rodzina wiązana przez pokolenia

Radość życia we dwoje…

Radość życia we dwoje objawia się przyjemnością bycia we własnym  towarzystwie. Zaczyna się bardzo wcześnie, tutaj niema reguł, ale zdarzają się przypadki, gdy już przedszkolaki ze sobą sympatyzują i stworzą trwały związek w dorosłym życiu. Tutaj o trwałości takiego związku decyduje pewna stabilizacja rodziny – kiedy rodzice dziecka mają już własne, duże mieszkanie i stabilne warunki zaspokojenia potrzeb bytowych. Znaczy – mają pracę z odpowiednim uposażeniem.

Dziecko w takiej rodzinie ma możliwość spotkać inne dziecko o podobnym statusie. Może zdarzyć się, że powstaje nieznana nić porozumienia pomiędzy tymi dziećmi, która zostaje przeniesiona na wspólny kontakt poprzez przedszkole i szkołę do poziomu szkoły średniej, może i wspólnie wybiorą tę samą uczelnię.

Stabilność wpływa na tę radość wspólnego życia. Nie zawsze tak jest. Są okoliczności, które potrafią zaburzyć czysty związek przyjaźni między dwojgiem ludzi. Podkreślę tutaj, że w normalnych warunkach istnieją dwie kategorie wzajemnej sympatii – osobników różnej płci – oraz osobników tej samej płci, ale każda z tych relacji ma inne podłoże.

Koleżeństwo wiąże się ze wspólnym interesem zaspokajania zainteresowań. Może to być fascynacja sportem, modelarstwem czy sztuką. Są to szczególne warunki zainteresowania, które trudno zaspokajać współpracą osobników płci obojga. Chociażby sport – tutaj “rywalizacja” nie jest możliwa z uwagi na intensywność treningu, zasady rywalizacji. Trudno sobie wyobrazić pojedynki np. w zapasach pomiędzy kobietą i mężczyzną. Nie mieści się to w kulturze szeroko pojętej – ponieważ mężczyzna ma opiekować się kobietą. Miażdżenie słabszej fizycznie jednostki może pobudzać jedynie najniższe instynkty.

Jednak są dziedziny – w których zawodnicy mogą się mierzyć bez względu na płeć – są to na przykład rozgrywki w tenisa. Przeciwnie, dwoje ludzi z przyjemnością spędzi wiele godzin w treningu tenisa, szachów czy też brydża. Ja chciałem głębiej zająć się przyjemnością bycia ze sobą dwojga osób, które zawiązują rodzinę – jest to szczególny wyraz tej przyjemności bycia ze sobą. I tu zaczynają się tzw. schody. Można przyjąć, że rodzina powinna mieć samodzielne mieszkanie już od chwili zawiązania się. Być może jest to wielka prawda, ale osobiście sądzę, że to “osobne mieszkanie” jest pewnym uproszczeniem. I to bardzo wielkim uproszczeniem.

Przeciętnie związek małżeński zawierają dwudziestolatkowie. Wtedy ich rodzice są dziarskimi czterdziestolatkami. Zaczynają się więc problemy, bo dwudziestolatek w rodzinie ma jeszcze rodzeństwo – z natury rzeczy – młodsze. Cały czas w rodzinie trwają dyskusje – dlaczego i kto pójdzie dzisiaj do kina, a kto nie pójdzie, dlaczego ten starszy może, a młodszemu jeszcze nie wolno… A tutaj wprowadza się jakiś obcy człowiek… Obcy w domu… zaczynają się niesnaski, bo wymaga to osobnego pokoju, do którego już wypada zapukać przed wejściem, czego wcześniej nie było… Wspólne wcześniej wycieczki już nie zawsze dochodzą do skutku w tym samym składzie, bo “nowa” rodzina jest jakby “uprzywilejowana…”

Jak wcześniej wspomniałem, przyjemność wspólnego bycia ze sobą – wzajemnego bycia ze sobą – ujawnia się w różnym wieku, ale też – co się zdarza – ulega i zakłóceniom, i przekształceniom. Często taki sympatyczny związek nagle rozpada się. Jeżeli połączymy ze sobą te dwie możliwości – udany związek i gorycz rozpadu związku – i jeżeli dotyczy to osób wspólnie mieszkających ze sobą – znaczy rodziny z dorastającymi dziećmi – to rodzice nie zawsze wiedzą o wszystkich sekretach swoich pociech. W tym momencie radość i wspólne przeżywanie cudzego szczęścia zakłóca przecież utajona jeszcze gorycz któregoś z rodzeństwa. Zaczyna kiełkować  nienawiść. W takim przypadku cudza radość kłuje osobę porzuconą boleśnie.

Nie każdy umie przejść nad osobistą porażką do porządku dziennego i szukać szczęścia gdzie indziej. Są ludzie zamykający się w swojej zawiści – tak, jest to już zawiść pod adresem osoby cieszącej się sukcesem. Zaczyna się okres utajonych “podejść” – złośliwości względem wybranej osoby, szukaniem sojuszników w celu już wspólnego dokuczenia celowi zawiści. Niestety, wiele rodzin doświadczyło goryczy nienawistnej “teściowej”. Często słodkiej i staroświeckiej, nie dostrzegającej swojego działania w złu. Rodzina – zamiast wesprzeć się w sposobach rozładowania przyczyn przegęszczonego mieszkania, którego powierzchnia nie ma znaczenia, walczy z utrudnieniami, walczy z upokorzeniami, w końcu okazuje się – kto tu jest winien.

Tą przysłowiową “teściową” nie zawsze jest matka współmałżonka. Bardzo często jest to brat lub siostra, może każde z rodzeństwa, które zawsze widziało swoją krzywdę i teraz ma możliwość “rewanżu”, czasem – może to być nie mama, lecz ojciec współmałżonka. Bardzo często “młodzi” obarczeni dorastającym dzieckiem tracą źródło utrzymania – albo upada przedsiębiorstwo zatrudniające któreś ze współmałżonków, czasem upada ich rodzinna firma i wszyscy pozostają bez środków do życia podczas, gdy rodzice przechodzą na spokojny wikt wypracowanej emerytury… Wtedy powstaje kolejny rodzinny konflikt, bo “mama” daje “im”, a nie swoim dzieciom pozostającym w stanie wolnym.

Jak wyjść z tej spirali konfliktów ? Gdzie szukać pomocy – by wytłumić konflikty, jak zmobilizować rodzinę do wspólnej pracy nad przywróceniem jak najkorzystniejszych warunków dla każdego członka tej – rozrastającej się rodziny ? Czy są negocjatorzy, którzy potrafiliby próbować dotrzeć do nieprzejednanych członków rodziny, by wspólnie doprowadzić do wytłumienia emocji i wygaszenia konfliktu. Czasem jest to walka o mieszkanie, która raczej polega drugiemu na wykazaniu własnej wyższości… Może jest to utajona wola “zapanowania” nad światem ? Wola wysługiwania się najbliższymi celem okazania im własnej dla nich pogardy ? Przecież uzyskanie konsensusu – to jest proste pod warunkiem, że zostaną ujawnione prawdziwe przyczyny konfliktu. Często któreś z rodzeństwa, zbyt długo pozostające w stanie bezżennym i mieszkające samodzielnie wraca w progi rodzinnego domu, bo mu się także “coś” należy” – kiedy tak naprawdę chodzi o “psa ogrodnika” – który “sam nie zje, drugiemu nie pozwoli”.
Jak zapobiegać takim sytuacjom ? Jak wychowywać dzieci, jak uczyć młodzież, by nie była podatna na ataki zawiści, niszczenia siebie tylko dlatego, żeby zniszczyć cudzy sukces radości bycia we dwoje. Bo najgorliwiej zwalczają cudzą miłość osoby – które już posiadają i pracę, i mieszkanie… lecz same nie cieszą się radością bycia we dwoje…

Radość życia we dwoje

Życie we dwoje jest radosne ale i trudne – wymaga dojrzałości, a przede wszystkim zdolności pójścia na kompromis. Niestety, w środkach masowego przekazu promuje się postawę “JA”  – nie ma w tej sytuacji miejsca na empatię przejawiającą się nie tylko w słowach, ale i w czynach. A pomoc tzw. terapii rodzinnej? Środowisko psychoterapeutów czasem okazuje się szarlatanami, którzy często nie posiadają dostatecznie głębokiego wykształcenia psychologicznego, często jest to ich któraś z kolei specjalność po jakichś zaocznych kursach w towarzystwach psychologicznych i to właśnie ci pseudo terapeuci bezkarnie manipulują psychiką swoich klientów. Chociaż często sami mają kłopoty w relacjach z ich własną rodziną.

Niestety, pojawia się coraz więcej będzie nieszczęśliwych dzieci z rozbitych małżeństw, i jeśli w dalszym ciągu będzie się promować egoistyczne postawy, szczególnie kobiet, to wychowanie dzieci i dobro rodziny wymagające często rezygnacji z “rozbuchanego” JA nie zapewni spokoju sumienia (czy ktoś jeszcze pamięta, co to jest?) i trudno w takim przypadku oczekiwać na pozytywne skutki wychowania w rodzinie.

Radość życia we dwoje może być zakłócona również modelem wychowania w rodzinie. Bardzo często jest tak, że pierwsze dziecko jest najbardziej oczekiwanym wydarzeniem w życiu rodziny. Po jakimś czasie pojawia się mu rodzeństwo.

Teraz następuje odwrotna sytuacja. Cały czas pochłania nowy gość w domu i trudno jest wytłumaczyć malcowi, który czuje się jak pomnik zrzucony z piedestału, że tego wymaga chwila, że jest to trudny dla wszystkich okres, że ten nowy maluszek wymaga bardzo wiele troski, bo sam nie potrafi wyjaśnić, czego potrzebuje… i trzeba zgadywać, czasem trwa to ponad siły rodziców.. ale w przyszłości czas ten trud wynagrodzi z nawiązką… W miarę upływu ten drugi z kolei czasu malec (a zdarzają się mnogie ciąże – wtedy jest jeszcze trudniej, bo więcej trzeba wykonać w tym samym czasie) – ten “nowy” zaczyna zauważać, że musi dzielić się wszystkim z kimś tam jeszcze. Teraz to on staje się pomnikiem strąconym z piedestału…

Zaczynają się krzyki, przekomarzania, awantury, a malec długo nie rozumie, że wszystko może być dostępne, ale proporcjonalnie do wieku, sił i możliwości…  Sytuacja taka jest trudna do opanowania i nie wiadomo, jak postępować. Rodzice wpływają na starsze dziecko – że powinno zrozumieć, że powinno ustąpić jeszcze głupiutkiemu rodzeństwu… i tak przez lata utrwala się nacisk na tego, kto prędzej ustąpi…  W trudniejszych sprawach często kilka klapsów na większą pupę zazwyczaj zawiesza konflikt – co jednak nie rozwiązuje problemów. Krnąbrny malec znajduje sposób załatwienia swoich spraw. Zaczyna mieć chimery, a także napady histerii … A rodzice kłopot i to coraz większy. Później młodzież znajduje nowe towarzystwo, konflikty na jakiś czas ulegają zawieszeniu. Do czasu założenia pierwszej  – nowej rodziny.

Starsze ma żal za brak zrozumienia, że walczy o swoją pozycję i prawa, które zawłaszcza ten młodszy. Często zdarza się, że to ten młodszy znajdzie partnera na całe życie wcześniej – co jest źródłem kolejnych nieporozumień i żalu, że nie jest to tradycyjne wg zasady “po kolei”, a także zdarza się, że to młodsze ma żal, że ono gorsze, że też ma prawo, że chcą zagarnąć jego mienie…

 

Dodaj komentarz